Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/129

Ta strona została przepisana.

Chwilkę pani Croizelle zawahała się.
Chciała powstać i w paczce pozostawionej na biurku poszukać listu z jaskółką. Lecz widok Roberta, jego zamrużone oczy, impertynencki głos, wstrząsnęły nią całą.
Niema nic! — mruknęła, naciskając cytrynę na pławiącą się w sosie ostrygę.
Pan Robert trzasnął drzwiami i ze zawiedzioną cokolwiek miną wbiegł na schody.
Powoli ściemniało się.
Pani Croizelle, sprzątnąwszy skorupy ostryg i talerze, wzięła się do sortowania listów. Było ich kilkanaście, z Paryża i zagranicy. Zwykle pani Croizelle oglądała marki, przypatrywała się kopertom, macała dzienniki; czasem, wyjmując z opaski, czytała półgłosem.
Dziś była jednak zanadto zirytowana, aby mogła się bezkarnie oddać temu zajęciu.
Zut! — mówiła, przerzucając listy z furją, tak, że niektóre spadły na ziemię — „zut“!
List z błękitną jaskółką dopełnił miary.
Cały potok powstrzymywanego gniewu wypłynął na widok tej miłosnej karteczki, zamkniętej w delikatnej kopercie.
— Ja ci ten list oddam, brudasie, ale tak, że pomiętasz mnie trzy kwartały — szeptała, drżąc ze złości; — a kto moje osiemnaście franków mi wróci? Może ty? Albo może twoja