Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/131

Ta strona została przepisana.

na mi należytość zwrócisz za miesiąc, za dwa... zresztą gdy będziesz mogła...
Głos jej nabiera łagodniejszych tonów, gdy przemawia do tej dziewczyny z ludu, która drżąca z radości zaledwie oczom swym uwierzyć może.
— O! Pani Croizelle!... Jakże jesteś dobrą! — mówi ze łzami, ściskając rękę portjerki.
— No! No! Nic tak wielkiego — odpowiada Croizelle — wiem, że jesteś panną uczciwą i bynajmniej nie dumną, znasz się na grzeczności... nie tak, jak inne osoby.
Chce jeszcze coś dodać, lecz bladość, pokrywająca nagle lica pani Robert, mimowoli głos jej tamuje. Pani Robert, ulegając instynktowi kobiecemu, otworzyła list i teraz stała blada, z oczyma szeroko rozwartemi, wpatrując się w małą karteczkę, nakreśloną drobnem kobiecem pismem.
Kilkakrotnie potarła ręką po skroniach i stała tak oparta o ścianę, zapominając, zda się, że jest w loży portjerki i nie dostrzegając badawczego wzroku Croizellowej.
Z opuszczonych fałdów płaszcza wypadły na ziemię wiązanki fiołków i hiacyntów, i leżały u stóp kobiety, jak wieniec żałobny, na grobie szczęścia złożony.
W sercu pani Croizelle, na widok tej bezmiernej boleści kobiecej, zaczęła się budzić litość i jakby chęć niesienia pociechy.