Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/143

Ta strona została przepisana.

z tem zbieraniem trudno, bo pani każe czyściuchny śnieg przynosić.
A jakże to czyściuchny śnieg ma być, kiedy się to psy i różne bestje po podwórku włóczą? Już się o koniach nie mówi, co ich ciągle do powozów zaprzęgają. A przecież wiadomo, że zwierzę rozumu nie ma, ani względności nijakiej.
Czy bo te psy, koty, konie, wiedzieć mogą, że ta pani z pierwszego piętra to co rano w zimie się w śniegu cała myje? Nie, zwierzęta o tem nie wiedzą, bo one o płeć nie dbają... Gdyby wiedziały, toby może zostawiły Hance choć kawałek dziedzińca z czystym, niezabłoconym śniegiem.
Hanka musi co wieczór iść zbierać śnieg, aby, przez noc stojąc w pokoju, rozpuścił się i był dla pani dobry do mycia; pani już ma czterdzieści lat, ale jest wdową i chce być długo młodą i świeżą...
Dlatego to Hanka dziś musiała zbiec w nocy, i włócząc się po wilgotnej ziemi, zbierać rękami śnieg i układać go we wielki, nowiutki szaflik. Hanka kaszle i piersi ją bolą. Dzień cały prała, a ręce ma do krwi pokłute szpilkami, które pani często w spódnicach zostawia, — ale służba przedewszystkiem, a pierwszy śnieg podobno nadaje cerze rumieńce i pozór młodości.