Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/171

Ta strona została przepisana.

Nie jesteś już sama! Przed tobą, na pustym fotelu, porusza się maluchna, jasnowłosa istotka; niebieskie pantofelki leżą na dywanie, pantofelki wytarte, z białemi plamkami na noskach; duża piłka toczy się, rzucona swawolną rączką; woskowa lalka topi się przed płonącym ogniem kominka...
Dwoje błyszczących oczu śmieje się do ciebie z pod gęstych, rozrzuconych kędziorów, srebrny głos woła jedno, jedyne słowo:
— „Mamo! Mamo!“
Łzy oschły na twych oczach, uśmiech twarz ci rozjaśnia, serce boleć przestaje — tak wielkie napełnia je uczucie serdeczne.
I jasno teraz w tej ponurej przed chwilą pustce — jasno, ciepło, wesoło... Bo Bóg ten „niesprawiedliwy“ wynagrodził cię jak król za cierpienia twoje... i srebrnopióry anioł przyniósł ci pociechę, która uśmiech na blade twe wargi wywołać musi — powinna!
Ta pociecha — to... ono „ono“!
I „ono“ zabiera cię teraz na wyłączną własność — tyran to, egoista, samolub bezwzględny. „Mama“ do niego należy — „mama“ w niem tylko istnieje, mówi, żyje, oddycha.
Do... „mamy“ nikomu zbliżyć się nie wolno, „mama“ ma zaledwie wolność wzroku, ale i to podlega jeszcze silnej kontroli.