Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/59

Ta strona została przepisana.

pospolitą w swej kretonowej różowej sukience.
Porwała mnie pod rękę i pociągnęła pod drzewa.
— Bój się Boga, Miciu! — zawołała ze śmiechem — o czem ty rozmawiałaś z moim bratem? Wszak on tylko o swoich cetrach, taksach, flintach, koniach i yorkshirach mówić umie. My, panny, nigdy z nim nie rozmawiamy! Chyba, że i ty znasz się na yorkshirach?
Spojrzałam na nią z politowaniem. Wydała mi się pierwej pospolitą, teraz jednak była małoduszną i śmieszną.
— Tak, Maziu, mówiliśmy o yorkshirach, odrzekłam z odcieniem wyższości.
Zdziwiona, spojrzała na mnie i wzruszyła ramionami. Po chwili widziałam, jak w grupie swych rówieśniczek opowiadała coś z wielkiem zajęciem. Zapewne mówiła o mnie i o swoim bracie. Wszystkie panienki śmiały się serdecznie. Ale mnie śmiech ten nie dotykał. Czułam się wyższą nad nie wszystkie.
Znalazłam swój ideał i nie dbałam o świat cały...
Kuzynka moja umilkła na chwilę, jakby oddając się wspomnieniom. Ja patrząc na nią, tak zdrową, tak świeżą, pełną życia i energji, dziwiłam się w duchu przewrotowi, jaki nastąpić musiał w tej kobiecie, która, według