Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/84

Ta strona została przepisana.

„życiem,“ które chce uciec z twego schorzałego ciała, jak ptak długo więziony — i zawo łać wargami gorączką spieczonemi:
— Ja dogorywam!

∗                    ∗

Minęły te czasy, kiedy suchotnicy nie znali stanu swojego zdrowia i łudzili się, snując dalej czarowną marzeń tkankę.
Śmierć przychodziła do nich znienacka i zostawiała ich martwych, z szeroko otwartemi źrenicami, zdziwionych tym niespodziewanym skonem, który, według nich, był jeszcze daleko. Ja znam dokładnie stan mój — znam lepiej, aniżeli lekarz, który codziennie kiwa głową nad mojem łożem... Ja wiem, że dokoła mnie śmierć, we mnie śmierć, że stara matka moja, gdy przybędzie z dalekich stron, wyczyta w mojej twarzy wyrek, jaki anioł żałoby w noc na czole mojem wypisuje!..
Lecz czy zdąży ta święta moja zamknąć mi powieki?.. Nie chcę na nią patrzeć oczyma trupa... Ja serca matki pragnę! U brzegu mogiły o błogosławieństwo jej proszę: Umrzeć na jej piersi, ukołysany harmonją jej głosu, oblany jej łzami — dziecinne to, a jednak wielkie we mnie pragnienie:
Matko moja! Przybywaj!

∗                    ∗