Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/93

Ta strona została przepisana.

sali, śmiała się jak nieopatrzny bogacz, siejący po swej drodze perły i brylanty. Gdy tancerz wprowadzał ją w wirujące koło, ona, słuchając jego szeptu, przechylała główkę, i przymykała oczy i uśmiechała się, jak rusałka nad brzegiem wodnej toni... A uśmiechów tych rozrzucała tyle, ile kwiatków konwalji śnieżyło się na jej piersi, ile pereł otaczało jej szyję, i blasków rzucały brylanty jej oczu.
Jam stał zgorączkowany, patrząc na ten posąg grecki, owiany białą gazą, — na ten posąg, uśmiechający się w odblaskach gazu, i prosiłem cichym szeptem: „spójrz, spójrz raz tylko! Za uśmiech twój ja życiem zapłacę!...“.

∗                    ∗

Bo cały poemat był w tym uśmiechu!
Zalotność, radość i świadomość swojej piękności, jakaś rzewność i przekora dziecięca, namiętność zmysłowa kobiety z przeczystą niewinnością anioła... wszystko miała w sobie ta pieśń bez słów, płynąca z jej warg purpurowych. Tak uśmiecha się demon, gdy wiedzie dusze na zagładę... Tak śmieje się anioł, otulający białemi skrzydły kolebkę śpiącej dzieciny.
Za takim uśmiechem idzie się w przepaść, z której niema wyjścia...