Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/106

Ta strona została skorygowana.
KAROL.

Cóż począć! W talii kart musi być także i... walet kierowy.

JULKA.

Są społeczeństwa, którym cały legion kierowych waletów jest konieczny dla stworzenia księżycowych erotyków, ale są społeczeństwa, w których Konradów musi być więcej niż Gustawów.

KAROL.

Miej serce i patrz w serce...

JULKA.

Serce dla milionów. Na twem stanowisku mógłbyś zrobić tyle! — Dziś — dziennik twój wydaje się dla ciebie galerą, do której cię wprzągnięto. Ale gdybyś wysunął się po za ciasny obręb zmysłowych twych i artystycznych miłosnych kolizyi, zrozumiałbyś jak wielkie masz pole przed sobą. Tam gdzie książka nie dotrze, dochodzi ten arkusik druku. I mówisz żywem słowem, choć na pozór martwem, budzisz do czynu, prowadzisz myśl ludzką... myśl ludzką...

KAROL.

Złudzenie!

JULKA.

Nie Karolu. A teraz puść mnie — muszę iść. — Czekają na mnie na pensyi.

KAROL.

Pozostań jeszcze chwilę... Tak mi dobrze, tak miło z tobą mówić.