Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/29

Ta strona została skorygowana.
JULKA (z ironią).

A!... więc to tak z troskliwości o mój spokój?

ELKA.

Niedobra jesteś. (Biegnie do Karola siada na małej sofce i pociąga go ku sobie).

ELKA (gorąco).

Siadaj przy mnie. A jeśli masz złą nowinę, nie mów mi o tem zaraz. Pozwól mi być szczęśliwą, wesołą i cieszyć się tobą i twoją pieszczotą. (Tuli się do niego namiętnie). Och! ty... drogi!...

KAROL.

Jakże ty zbladła.

ELKA (z bezwiedną namiętnością).

Nic... nic... nie uważaj... Tak mi dziwnie, coraz dziwniej, gdy jestem przy tobie. Jest mi błogo, a zarazem ta błogość aż ból mi sprawia. Cierpię a jestem szczęśliwa. To straszne uczucie... Nie rozumiem, co to jest takiego... (Po chwili). Pocałuj mnie!

KAROL (walcząc ze sobą).

Skoro ci to ból sprawia...

ELKA (gorączkowo pół naiwnie).

Ależ nie — nie — ja chętnie ten ból znoszę. Bo to i ból i rozkosz zarazem. Cała drżę, cała płonę... o... o... widzisz, zęby mi tak dzwonią, że aż wargi do krwi przygryzam, aby to jakoś stłumić. Czegoś pragnę, czegoś chcę... nie wiem sama... ach!... (Po chwili). Dlaczego mnie nie całujesz?