Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/31

Ta strona została skorygowana.
ELKA.

Nie rozumiem.

KAROL (ironicznie).

Nina... to jest „ona“ była zawsze taka śliczna, taka kształtna, taka uczesana, taką miała buzię, napatrzeć się na nią nie mogłem. Było w niej coś z Primavery Boticellego, ubranej w teraźniejsze szaty. Ja byłem wówczas zaciekłym prymitystą i szukałem wszędzie prerafaelizrau. Natknąłem się na taką żyjącą Primaverę i ożeniłem się z nią. Głupie? co?

ELKA (zasmucona).

Ciężko mi zrozumieć to wszystko, coś powiedział... ale... jedno tylko wiem. Ona była piękną i pięknie ubraną.

KAROL.

Tak ona była tylko piękna i tylko pięknie ubrana. — He, he... to chyba za mało.

ELKA (smutno).

A jednak było dosyć, ażebyś ją pokochał

KAROL.

Nie — to było dosyć, ażebym ją przestał kochać... Co ci się stało?

ELKA.

Smutno mi.

KAROL.

Czy powiedziałem coś takiego, co ci smutek sprawia?