Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/36

Ta strona została skorygowana.
(z wzrastającą namiętnością — mówią coraz ciszej — prawie szeptem — słowa im więzną w gardle).
ELKA (nieśmiało).

Naprawdę?

KAROL.

Naprawdę.

ELKA (naiwnie).

Daj słowo honoru, — bo jak mężczyzna daje słowo honoru, to nigdy nie kłamie — prawda?

KAROL.

Prawda. Więc daję ci słowo honoru, że kocham cię nad życie i że wydajesz mi się najpiękniejszą i najpiękniejszą istotą na świecie.

ELKA.

Taką.... jaką jak ty powiedziałeś... prima... (zasmucona) widzisz... jaka jestem głupia, powtórzyć nawet nie umiem.

KAROL (pieszcząc ją).

Taka primavera... Taka wiosna, przy której serce odżywa. Ty umiesz roztoczyć takie serdeczne ciepło... ty... droga...

(całuje ją długo i namiętnie, ona usuwa się jak martwa — on ociera pot z czoła i chodzi po pokoju).
KAROL (urywanym i ochrypłym głosem od stłumionej namiętności.

Tak... serdeczne ciepło...
Pójdę już stąd Elko!

ELKA (cicho).

Dokąd?