Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/37

Ta strona została skorygowana.
KAROL (jak biedny).

Pójdę pisać do redakcyi. Muszę jeszcze dać na jutro coś przed kronikę. Sobotni numer musi być staranniej redagowany. — No... bądź zdrowa, jedyna malutka moja!... może jeszcze zajrzę...

ELKA.

Przyjdź! Julka i tak późno dziś wróci...

KAROL.

Cóż! kiedy do was po dziesiątej przyjść nie można. Mam tyle jeszcze pisać. (z wybuchem) Gdybym miał rozwód i był twoim mężem, pisałbym w domu. Miałbym o tu — biurko — o tu fotel — i siedziałbym przy tobie spokojnie i cicho. Czuję, że w takiej atmosferze serdecznej zdołałbym pracować lepiej, artystyczniej. Dałbym coś za ciebie ze swej duszy. Tam w redakcyi pusto, urzędowo, smutno, a ja jestem człowiek serca... rozumiesz Elko? serce przedewszystkiem. No... bądź mi zdrowa! Daj mi usta na pożegnanie!... (z wybuchem hamowanej namiętności) Z jaką ty intuicyą całujesz... ach!... ty!... puść mnie!... (wybiega).


SCENA IV.
JULKA i ELKA.
ELKA (chwilę stoi jak nieprzytomna — potem zwolna stara się przyjść do siebie, rozpina u szyi kołnierzyk, idzie do okna i próbuje otworzyć lufcik).
JULKA (wchodzi, ma na reku żakiet i w ręku kapelusz).

Co tam robisz przy oknie?