Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/52

Ta strona została skorygowana.
ELKA (chodzi gorączkowo, łamiąc ręce).

Co począć? co począć?...

(po chwili).

Najwięcej mi się rozchodzi o to, że on tak pragnie jakiegoś spokoju, jakiejś ciszy, jakiegoś dachu rodzinnego nad głową. — Ot... dziś — mówił — gdybym miał tu fotel, tu biurko — pisałbym... byłbym szczęśliwy... Tak! oto mi się rozchodzi! Chciałabym go tak czemś przywiązać do siebie. — Co tu począć!...

JULKA (ubrana do wyjścia patrzy na Elkę z politowaniem i mówi).

Biedne dziecko!

ELKA (nagle zalewa się łzami).

Tak! tak! biedna ja... biedny on!... Julko, daj mi jaką radę.

JULKA (smutnie i spokojnie).

Nie, Elko... ja ci żadnej rady dać nie mogę.

ELKA (czepiając się jej rąk).

Dlaczego? przecież ty jesteś moją siostrą.

JULKA (jeszcze smutniej).

Właśnie dlatego, że jestem twą siostrą.

ELKA (pada przy stole na krzesło z płaczem).

Cóż! chyba mi nie żyć więcej na świecie!