Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/55

Ta strona została skorygowana.
KAROL (jakby do siebie).

Jaki smutek! jaki smutek... I nic, nic!... Nawet jakiejś nadziei, że wreszcie przestanę być tym bezdomnym, tym, który z zazdrością patrzy na lampy płonące nad stołami o wieczornej porze, w cichych, dobrze zamkniętych wnętrzach mieszkań. Tułacz poranny, tułacz dzienny, wieczorny, Ahaswer sercowy i... wszystko to, co stanowi potrzebę serca, zakazane...

(z wybuchem).

Bo tak chce świat!

(po chwili).

Ha! no! trudno...

(spogląda dokoła siebie i znów kryje głowę w dłonie).

Gościem tu wiecznie będę! gościem — niczem więcej! (po chwili). Jestem zmęczony!...

ELKA (cicho do Julii).

Zobaczysz... on mnie porzuci! on gotów do niej wrócić. Daj mi radę, siostro! daj radę!

JULKA.

Nie mogę!

(wybiega).



SCENA VIII.
ELKA, KAROL.
(Długa chwila milczenia. Karol siedzi z twarzą ukrytą. Elka powoli zbliża się ku niemu i klęka u jego kolan, odejmuje jego ręce od twarzy i mówi wzruszona).
ELKA.

Lolek? Co to... łzy?