Zapewne. Ten dobry kolega w tobie przeważa... Ale przecież ty masz jakiś urok... swój odrębny... coś — co się określić nie da. Żebyś się mogła zobaczyć teraz — oświetlona tak wschodzącem słońcem — w tej jasnej fałdzistej sukni. Masz w sobie coś bardzo duchowego, coś bardzo duchowego...
Primavera? Boticelli?
Wiesz... jest coś w tobie takiego...
Niedługo przypniesz mi skrzydła...
Niepotrzeba... uleciałabyś jeszcze, a wtedy zbyt pusto byłoby w tym domu.
Budzi się miasto!.. Rozpoczyna swą pieśń roboczą wrzawą — a kończy nocnym wyciem skargi i rozpusty. Czyś ty, Karolu, nie zauważył nigdy, jaką to pełną, całą tragedyę mieści w sobie ten głos, który z głębi miasta płynie?
Czy chcesz, ażebym ci na to odpowiedział, jako artysta, czy jako ktoś mający różne od twoich przekonania społeczne?