Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/74

Ta strona została skorygowana.
KAROL.

Dajno spokój! Musiał tam być ktoś, co cię nawracał.

JULKA (z ironią).

Zapewne jaki piękny i młody mężczyzna. (Po chwili — z siłą). A wiesz ty, kto mnie nawrócił. Oto, taki głos wybuchający z miasta, czy to o wschodzącem słońcu, czy to o nocnej ciemni. Wsłuchałam się w niego i odczułam, że tam nietylko tryumf kultury, nietylko zachwyty artystycznych natur, nietylko dzwony gotyckich świątyń, ale jeszcze w tym głosie płynie jęk i skarga uciemiężonych i głodnych. Ja się w to wsłuchałam i to był działacz który, mnie obudził.

(wzruszona opiera się o okno, jest w tej chwili bardzo piękna i promienieje cała w blaskach słońca. — Miasto budzi się coraz więcej — słychać tramwajowe dzwonki, z fabryki dochodzi huk daleki trąby fabrycznej).
KAROL (podniósł się na sofie i siedzi zamyślony, patrząc na Julkę — papieros mu zgasł i trzyma go machinalnie w ręku. Mówi wolno i posępnie)

Potrzeba mieć na to bardzo wrażliwą duszę, Julko! Bardzo wrażliwą duszę!

JULKA (z zapałem).

Nie! dusze mamy jednakie. Tylko potem w trakcie życia, albo żyjąc więcej duchowo, pozostawiamy jej kryształowe ściany, przez które ona swobodnie patrzy na świat i jego odruchy, albo dobrowolnie niewolnicy naszych niskich instynktów narzucamy na te kryształowe ściany taką warstwę błota, iż się tam już nic do naszej duszy nie przedrze... nic... nawet jęk wyzyskiwa-