Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/82

Ta strona została skorygowana.
ELKA sama. (Kiwa głową, wzdycha — idąc przez pokój, gubi pantofel — ogląda go, dziwiąc się, że dziurawy, potem zasiada do herbaty, zostawionej przez Karola. Za oknem, od chwili gra katarynka. Elka słucha chwilę, potem biegnie na lewo).
ELKA.

Julko! moja złota Julko!.. daj mi dwa centy!

JULKA (za sceną).

Po co?

ELKA.

Katarynka! Muszę dać kataryniarzowi. On tak ślicznie gra Miserere.

JULKA (j. w.).

Drobne pieniądze leżą na biórku w popielniczce.

ELKA.

Dziękuję ci!

(biegnie do biurka, owija pieniądze w papier, przechyla się przez okno i rzuca pieniądze na ulicę. Chwilę czeka, potem woła przez okno).

O tu! tu!.. leży na trotoarze!.. nie widzą... no, dalej na lewo!.. tak wreszcie!

(stoi przy oknie i słucha jak gra katarynka. Powoli jednak, wyraz jej twarzy się zmienia. Z dziecinnego rozradowania przechodzi w wielki smutek. Łzy nabiegają do ócz, spływają po twarzy. Elka osuwa się na krzesło i łka rozpaczliwie).