Strona:Gabriela Zapolska - Moralne zbrodnie.djvu/1

Ta strona została przepisana.
Moralne zbrodnie.

W tych czasach zdarzyło mi się popełnić straszny występek.
Napisałam — sztukę.
Tak jest — odważyłam się napisać sztukę, obmyśliłam ją, opracowałam, włożyłam w nią to, co mogłam najlepszego, to, na co mnie tylko stać było i oddałam ją na pastwę.
To już mniejsza. To rzecz moja i tylko zaznaczam, że to napisanie przezemnie żeru dla zgłodniałych szarpania ludzkiej pracy jednostek — dozwoliło mi zetknąć się z kilkoma równie, jak ja, „chorymi“ — na manię pisarską ludźmi.
Pierwszą był autorka „Psyche“, panna Wojcicka.
O czem rozmawia się pomiędzy autorami? O tem, co stanowi treść ich istnienia?
A więc pytam:
— Co pani teraz pisze?
Po bladej, myślącej twarzyczce tej niepospolitej kobiety przemknął wyraz głębokiego smutku.
— Ja?... nic. Przecież pani wie, jak mnie przyjęli.
— Kto?
— Krytyka!
— A!... prawda.
Co odpowiedzieć tej, na samym wstępie na drogę pracy, tak boleśnie dotkniętej duszy? Dzieło panny Wojcickiej, głębokie — piękne — poważne — szlachetne treścią — spotkało się z zupełnem lekceważeniem. Widziałam nazajutrz po premierze „Psychy“ łzy tej szlachetnie myślącej i niezwykłej dziewczyny. Płakała boleśnie. To była nagroda za wysiłek jej duszy, to była zachęta do dalszej twórczości.
Dziwne, więcej niż dziwne, społeczeństwo.
I dalej — spotkałam się znów z poetą, który miał tę naiwność, że uwierzył, iż „krytycy“ zapomną w nim „kolegi“ — a cenić tylko będą „autora“. Napisał lekką, przejrzystą formą baśń, którą zagranicą zyskałby sławę Rostanda... Niestety! cała serya cię-