Strona:Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

dniała w tem chłopskiem dziecku tresura sklepowca, naśladującego starszych commis, którzy w dzień wielkiej wenty zlewali surduty perfumami dla podbicia kljentek i smarowali na noc ręce gliceryną, dla udelikatniema naskórka.
Obok niego August, śniady brunet o wydatnych rysach i przymrużonych oczach, dojadał kawałek sera, krając przytem chleb w drobne kawałki. Był to już kupiec poważny, pracujący w głębi wielkiego magazynu, gdy Henryś mógł tylko łowić kljentow przed fasadą sklepu, pomiędzy masą rozłożonych na trotuarach towarów. August w swej twarzy miał powagę szefa rejonu — stanowisko, do którego dążył popychany przez ambitną matkę. Gdy krótkim, urywanym głosem prosił siostrę o podanie mu karafki z wodą, w głosie swym miał nuty właściwe tylko tym panom w białych krawatach, którzy wśród alei sklepowych obnoszą wybladłe twarze znudzonych birbantów i silnie wykrochmalone gorsy koszul. Tak Henryś, jak August pięli się coraz wyżej, gnani chęcią dojścia jak najszybszego w ciągłem popychaniu i roztrącaniu tłumu. August niedawno zrzucił bluzę białą, długą, którą nosił przy bric à brac’ach i awansując powoli, stanął już za kontuarem sklepowym w rejonie rękawiczek.
Składał odsetki od zarobku, a umie-