Strona:Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

August uśmiecha się ironicznie.
Parbleu — woła trjumfująco — soldów nie umieszcza się nigdy przed fasadą sklepu, w pełnem świetle słońca. Na to są przeznaczone ciemno zakamarki lokalu... Wszystko wtedy przychodzi z najwyższą łatwością... Kobiety biorą wszystko, co się w nie wmawia, a zresztą...
Lecz od końca stołu dało się nagle słyszeć ciężkie przekleństwo.
Cré nom de nom!... sale bande!... oh!... la sale bande!...
W swej uczciwej prostocie ten stary, nawpół oślepły chłop, nie rozumie podobnego oszustwa. On uprawiał swą winnicę całą w świetle słonecznem. Nie miał zakamarków ciemnych dla oszukiwania ludzi. Gdy ścinał sosny, nie miał wpośród nich „soldów“ przeznaczonych dla kljentów. Wszystkie one równe, smukłe płynęły do Marsylji! Ohe!... ohe!...
Lecz ani August, ani Henryś nie przerywali swej rozmowy. Tylko Józefina wmięszała się, mówiąc suchym, urywanym głosem.
W jej pracowni — takim ciemnym zakamarkiem był wieczór sobotni. Nieraz zrobione już suknie przetrzymywano w szafach, czekając soboty. Gdy odsyłano