je wtedy, klijentki przyjmowały wszystko w gorączce przedniedzielnej.
Raz włożona suknia, rzadko wracała do atelier; kljentka pruła i przerabiała sama, wykończała i poprawiała zeszycia. Jeźli wymawiano złe i niedbałe wykończenie, składano wszystko na pospiech sobotni.
W ten sposób kljentki połykały prawdziwie soldy roboty i w dodatku zachowywały wdzięczność dla pracowni.
I wszyscy troje śmieją się teraz, podbudzeni nagle w swej wesołości, nudzonych przez kljentów kupców.
— Och! to kljentki!..
— Och! to kobiety! — dodaje August wzruszając pogardliwie ramionami.
Józefina próbuje protestować, lecz obaj bracia zagłuszają ją śmiechem.
August podejmuje się jej samej sprzedać poplamione rękawiczki, skoro przyjdzie kiedy do jego rejonu.
— Och! — woła dziewczyna — napewno nie zobaczycie mnie w swojej budzie!
Matka Richard, ponalewała już kawę i teraz stoi z pustą maszynką w ręku, zasłuchana cała w rozmowę dzieci.
Lecz — z tej niemej kontemplacji wyrywa ją nagle grzmiący głos męża:
Strona:Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu/29
Ta strona została skorygowana.