Olbrzymie łóżka tonęły w cieniu, zapełniającym kąty izby, a tylko okrągły stół przykryty do połowy bielizną i talerzami, występował w żółtem świetle lampy, pokrytej zielonym abażurem.
Na jednym z talerzy schły resztki grochu i bieliły się ości ryby; na ziemi walał się wielki arkusz zadrukowanej bibuły, podartej i splamionej. Był to poranny numer Intransigeant, zualeziony na dziedzińcu i zabrany przez panią Richard dla podpalenia w piecu. Woń wilgoci i rozpalonego żelaza unosiła się w powietrzu.
Koło piecyka stojąc, nie można było wytrzymać od buchającego gorąca, za to w kątach izby panowała lodowa atmosfera. Chwilami smuga świeżego, zimnego powietrza przeciągała wzdłuż ścian i ginęła w cieniu.
Od czasu do czasu młynek umieszczony w wentylatorze, obracał się ciężko i ze zgrzytem.
Ojciec Richard wtedy krzywił się nerwowo. Lecz lampa, w której brakowało petrolu, gasła powoli. Pani Richard odwróciła się od łóżka i zbliżyła do stołu. Ujęła małą blaszankę i nie gasząc płomienia, odkręcać lampę poczęła. Ręce jej drżały i kilka kropel nafty upadło na stół.
Pochyliła się, aby je zetrzyć podniesionym z ziemi papierem.
Strona:Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu/3
Ta strona została skorygowana.