Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

Leżąca na ziemi książka była wystarczającym dla mnie powodem.
— Jeszcze chwila, a książka pani zsunie się do wody — wyrzekłam dość głośno, aby zbudzić ją z zadumy.
Drgnęła mimowoli i zwróciła się ku mnie całą twarzyczką. Chwilę patrzyła na mnie zdziwiona — wyglądała zupełnie jak dziecko ze snu zbudzone.
Powtórzyłam moje słowa i wskazałam jej książkę, która rzeczywiście leżała już na krawędzi statku.
Porwała się szybko i podniosła książkę.
— Dziękuję... dziękuję pani serdecznie. Gdyby ta książka wpadła w wodę... chyba samabym za nią wskoczyła.
Zarumieniła się mocno, wymawiając te słowa; i, chcąc ukryć zmieszanie, zdjęła śpiesznie kapelusik, okrywający jej główkę. Purpurowe promienie słońca oblały jej jasne kędziory i złotą linją naznaczyły piękną linję głowy.
— Książka ta jest dla pani bardzo drogą? — zapytałam z uśmiechem.
— To... pamiątka! — odparła z pewnem wahaniem w głosie.
— Po umarłym?
Dziewczyna milczała chwilę.