go wszystkiego, co ludzie, kradnąc Bogu, przyswajają sobie, aby życie lżejszem uczynić i w tęczowe blaski je przybrać?
Nie byłaż to Peri ta smutna, młoda dziewczyna, czująca w piersi różnicę między jednym a drugim światem, a skazana na błądzenie wśród ciemności, z rozpaczą w duszy, z nieszczęśliwą miłością w sercu, z bolesną i wieczną łzą w oku?
I na widok tej nędzy kobiecej, tej bezbrzeżnej rozpaczy istoty, stworzonej do śmiechu i pocałunków, zbladły mi promienie słońca, maj nie śmiał się już tak wesoło, z zielonych gałęzi wierzb, a piosenka Gounoda dźwięczała smutną skargą jakąś.
Małka tymczasem nie ocierała łez, które płynęły wolno po jej twarzyczce; trzymała w ręku otwartą książkę, a na kartkach jej czernił się napis „Rozwód“.
— Widzi pani, to jeszcze jedyny dla mnie punkt wyjścia — wyrzekła po chwili. — Rozwiodę się po latach kilku, ale życie moje będzie zmarnowane bezpowrotnie. Cierpieć będę wiele, wiem o tem, i to cierpienie przeraża mnie. Jestem z natury nieśmiałą i nie umiem stawić czoła przeciwnościom. Ale cóż począć? Będę musiała być odważną... lub... odbiorę sobie życie.
Czułam, że powinnam coś powiedzieć.
— Nie rozpaczaj pani tak bardzo — wyrze-
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/127
Ta strona została skorygowana.