solety, nieodłączna brosza z koralem połyskiwały na piersiach i rękach.
Szła wolno, kołysząc się właściwym żydówkom ruchem bioder.
— Pani rozmawia z moją córką — wyrzekła, siadając przy mnie. — Ona jest bardzo nauczna. Była na pensji. My za nią płacili dosyć, nu, to nic dziwnego, że gada i to i tamto.
Odpowiedziałam kilka słów, których rozmowna kupcowa nie zostawiła bez odpowiedzi.
Dowiedziałam się, że Małka była najstarszą z siedmiorga dzieci, jakiemi pani Fajgencweig obdarzyła swego męża, że ona sama, to jest pani Fajgencweig, poszła za mąż, mając czternaście lat, że jest bardzo szczęśliwą i że niedługo będzie jeszcze szczęśliwszą.
— Zaręczyłam moją córkę — dodała z dumą i zakołysała się, rada ze świata, z samej siebie...
Ja mimowoli wzrokiem poszukałam Małki.
Stała o kilkanaście kroków, oparta o słupek balustrady.
Wiatr rozwiewał jej włosy i rozrzucał dokoła twarzy.
Zdaleka ukazywały się wieże Wł..... — za kwadrans mieliśmy być na miejscu.
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/129
Ta strona została skorygowana.