Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

zapewniał żonę o swem niezmiennem przywiązaniu, to jest, gdy kłamał w całem tego słowa znaczeniu.
Łysym był od najpierwszej młodości. Ta okrągła, świecąca głowa była zresztą spadkiem rodzinnym.
Odziedziczano ją z ojca na syna razem z wielką fortuną, tytułem i pięknym pałacem, położonym nad bystrą rzeką.
Pomiędzy fortuną, łysiną a rzeką zachodziły pewne podobieństwa.
Łysina przecierała się z dniem każdym i stawała coraz widoczniejszą, fortuna topniała i płynęła w nieznane krainy, zapewne w te, z których się nie powraca, a rzeka wysychała latem i pokazywała dno, pełne większych i mniejszych kamieni, które naniosła.
Tu jednak kończyło się podobieństwo.
Rzeka co rok z wiosną przybierała gwałtownie i kryła kamieniste dno pod spienionemi falami, łysina pana hrabiego nie pokrywała się jednak niczem oprócz kapelusza, a fortuna coraz węższy złoty strumyk sączyła ze swego źródła.
Chwilami strumyk ten groził zupełnem wyschnięciem. Napozór przecież nic nie przepowiadało podobnej ruiny.
Pani Muszka i mąż jej pracowali uczciwie koło dobra społecznego.