Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

z otwartych okien i szły ciągle, skarżąc się tęskno, płacząc prawie.
Ja patrzyłem wciąż na tę istotę, pełną powabu i wdzięku, oświetloną jasną smugą światła, płonącego w salonie. I myślałem, że ta złota głowa wkrótce stanie się moją wyłączną własnością... że tam, daleko, ponad falami błękitnej rzeki, siądziemy razem, wpatrzeni w przestrzeń, w której miłość złotemi zgłoskami pisać będzie:
— Zawsze!
Zawsze razem z tą kobietą, która pierwsza ocknęła me serce z dziecinnego spokoju, która pierwsza nauczyła mnie kochać i całować!
A serenada płynęła jak „aniołów śpiew“ i Muszka przechyliła swą głowę tak na poręcz fotelu, że dokładnie mogłem widzieć jej bladą twarzyczkę i przysłonięte powiekami oczy.
Mąż jej siedział opodal, prawie w cieniu, paląc cygaro. Widziałem tylko czerwony, migocący punkt i niekształtną masę jego ciała. Od czasu do czasu przerywał ciszę, rzucając jakieś zapytanie, na które Muszka odpowiadała monosylabami.
Nie słuchałem nawet, co mówili, — tak zapatrzony byłem w kuzynkę i pogrążony we własnych myślach. Nagle imię moje, wymówione dość głośno, zwróciło moją uwagę.
Zadrżałem cały, sądziłem, że przyjdzie do wyjaśnienia między małżonkami, że stanowcza chwi-