Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/165

Ta strona została skorygowana.

la wreszcie nadeszła. Słuchałem, gotowy w każdej chwili biec na pomoc mej kuzynce, choćby nawet z narażeniem własnego życia.
— Munio chory? — zapytał mój kuzyn — ten dzieciak ma jakieś dziwne kaprysy. Ciotka go rozpieściła i niedługo elle en aura des nouvelles...
Roześmiał się i zagasił cygaro.
— Z oczów mu patrzy — zaczął znowu — niby aniołek niewinny, ale zaręczam, że to jest une fausse modestie. Panicz zna świat, może nawet zawiele...
Muszka nieporuszona słuchała w milczeniu słów męża. Wyobrażałem sobie, jak biedaczka musiała cierpieć, słysząc podobne słowa.
— Ciotka popełniła wielki błąd — ciągnął dalej mój kuzyn, — wielką fautę, której nic i n kt nie naprawi. Powierzyła wychowanie syna rękom kobiet i zrobiły też z niego une pepite poupée, charmante en effet, ale mężczyzny dopatrzeć się w nim trudno.
— Oh! — wyrzekła wreszcie moja kuzynka.
To „oh“ mówiło wiele.
Czekałem jednak, że po tem nastąpi gorąca obrona człowieka, który, bądź-co bądź, był dla niej teraz wszystkiem na świecie.
Ale tak się nie stało.
Kuzynka zakołysała się lekko fotelem i tylko serenada jęczała w wieczornej ciszy.