ną doskonałością, ja byłem dla niej śmiesznym dzieciakiem... z zakutą głową!
Ale dlaczegóż pozwoliła mi na te pi szczoty, pocałunki, których wspomnienie sprawiało mi dotkliwą boleść w tej chwili?
W mojem siedemnastoletniem niedoświadczeniu nie mogłem zrozumieć, że często trzydziestoletnie żony łysych mężów lubią podczas willegjatury „zakute głowy“ i zbieranie... poziomek.
Później zrozumiałem wiele innych rzeczy, które, według pojęć ludzkich, są drobnemi słabostkami, zdobiącemi piękne kobiety, i zamiast czynić uszczerbek, dodają tylko wdzięku tym ideałom, obsypanym welutyną.
Są to rzeczy, zdarzające się często, prawie tak często jak zmiany sukien, w które się stroi elegantka u wód miejscowych lub zagranicznych, i nie zwracają niczyjej uwagi, nie rozdzierają serc, chyba u mężczyzn, których głowa jest... zakutą.
Ja miałem taką głowę, nic więc dziwnego, że cierpiałem.
Usunąłem się w głąb pokoju, aby nie słyszeć, nie widzieć ich więcej... w niespełna sześć godzin nauczyłem się wielbić i nienawidzieć kobiety.
Była to pierwsza lekcja, którą mi dawało życie — matura, od której wstałem z patentem na dojrzałego człowieka.
Na dole umilkły dźwięki fortepjanu, ucichły
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/167
Ta strona została skorygowana.