Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

Ale... „zakuta głowa!...“ „zakuta głowa!...“
Wreszcie zdecydowałem się.
Z niewinną minką, a pomimo to drżąc cały, zbliżyłem się do drzemiącego na trawie kuzynka.
— Proszę cię! — zacząłem, dotykając go lekko — kuzynka prosiła, żebym jej zaniósł do lasu koszyczek; ponieważ jednak pani Helena wybrała mnie za swego przewodnika, zechciej mnie ty dziś zastąpić w zbieraniu poziomek z twoją żoną.
Kuzyn podniósł się niedbale i, przecierając oczy, wziął podany przeze mnie koszyczek.
En effet — wyrzekł trochę niecierpliwie, — Muszka ma czasem dziwne pomysły... Czemu nie wzięła koszyczka sama?... Gdzież ją teraz odszukam?
— Ja kuzynkowi wskażę drogę — podchwyciłem uprzejmie. — Pójdziemy z panią Heleną mniej więcej tą drogą i potem my udamy się na lewo, kuzyn na prawo.
Mąż Muszki skrzywił się raz jeszcze, wzruszył ramionami, spojrzał na Zdzisia, drzemiącego najspokojniej pomiędzy liśćmi paproci, i stękając poszedł za mną i panią Heleną, która dość szybko przesuwała się pomiędzy drzewami.
Byłem teraz zadowolony i dumny z mego dzieła. Wyobrażałem sobie wściekłość Muszki, gdy zamiast mnie ujrzy przybywającego na miejsce schadzki swego męża. Czułem cierpką roz-