ływała ani czystość rysów, ani wspaniałe bogactwo włosów, ani ta postać drobniuchną a tak foremna, tak w nierozwinięciu swem już wykończona, ponętna.
Główny urok stanowiła tu rzecz od piękności zupełnie odrębna.
Rasa!
Tak jest, ta dziewczynka była bezwątpienia najdoskonalej rasową kobietą.
Uszy, nosek, ręce, spadek ramion, łydka, stopa, wszystko delikatne, nerwowe, śmiało zarysowane, bez tego zawahania się, zboczenia, stłuszczenia lub wydłużenia niepotrzebnego.
I to dziecko zdało mi się rażącą anomalją, gdy zobaczyłam je pierwszy raz w łachmanach, bose, biedne, ofiarowujące się z posługą, żebrzące prawie o jałmużnę.
Położyłam rękę na kształtnej główce dziewczynki i zapytałam o ile mogłam najłagodniej:
— Jak się nazywasz, moje dziecko?
Ona podniosła na mnie swe wielkie turkusy, w których migotały dwa dziwne światełka.
— Princessa!
— Jak?
— Princessa!
Zdziwiłam się niezmiernie.
Princessa! — księżniczka...
Byłażby to rzeczywiście jakaś wcielona bajka,
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/193
Ta strona została skorygowana.