finę to kradł, ale niech... zawsze mi z tego na ołówek i radirkę kapnął.
Uśmiechnęła się i odgarnęła włosy, spadające jej na oczy.
— On mi ta musiał ten grajcar dać, bo on mnie zna... wie, że gdyby mnie ukrzywdził, jabym wszystko panu rządcy wygadała. Ja taka mściwa jestem...
I zacisnąwszy pięść, pogroziła nią w powietrzu, a z pod długich rzęs zamigotały dwa niepoczciwe światełka. Była straszną w tej chwili z tą dziwną złością, wykrzywiającą jej rysy i błyskającą w spojrzeniu.
Nie odzywałam się wcale.
Zasunąwszy się w fotel, w milczeniu obserwowałam Princessę. Czułam, że mam przed sobą coś niezwykłego, jakąś duszę niespokojną, rwącą się na strzępy w drobnej, dziecięcej postaci.
Ona przysiadła na dywanie, prawie na środku pokoju, poddając swą piękną głowę pod białe światło lampy, które srebrnemi pasmami w lśniących jej włosach igrało.
— Pan Bóg wie, że na przekorę tego nie robię — zaczęła znowu, — ale gdyby wielmożna pani wiedziała, jak to ciężko na świecie, toby się niczemu nie dziwiła. To w domu mamcia, jak się czasem z nóg zwali, cały kałamarz na szrajbtekę wyleje, pani w klasie za bose nogi łaje,
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/199
Ta strona została skorygowana.