a na jej twarzy pijaństwo wypiętnowało właściwy sobie koloryt. Ręce, któremi przesuwała garnki, drżały jej bezustannie, tak samo i głowa, zawiązana żółtą, dziurawą szmatą.
— Z czegóż to taka choroba przyszła? — zapytałam stróżki.
— Niewiadomo — odpowiedziała; — ja to na takie pańskości nie chorowałam nigdy. Jak kolka zakłuje, to się sama wyleczę; ale co innego ona... jej to już musi być z rodu taka chorość, bo to... Princessa!
Znów Princessa!
— Dlaczego ją tak nazywacie? — badałam babę. — Princessa to znaczy księżniczka.
— Wiem — odparła lakonicznie stróżka.
— Nie trzeba dziecku w głowie przewracać i dawać jej tytułów, które się jej nie należą.
— Co to pani wie! — przerwała mi niecierpliwie baba. — Jak mówię Princessa, to wiem, co gadam; recht mam. Ja ta jej we łbie nie przewrócę. Księżniczka jest i basta!
Zdziwienie moje rosło z każdą chwilą.
— Przecież to wasza córka, a wy nie jesteście księżną!
— Najmiłosierniejszy Boże! skądże znów ja!... to ona... tylko ona!...
Nagle urwała.
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/202
Ta strona została skorygowana.