Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/203

Ta strona została skorygowana.

Spojrzała podejrzliwie na mnie i zaczęła przesuwać garnki i zaglądać do ich wnętrza.
Ja przecież nie ustąpiłam tak łatwo.
Zapomocą guldena pozyskałam „mamusię“ w zupełności.
Porzuciła garnki i zbliżyła się ku mnie. Wtedy odkryła mi całą prawdę.
Princessa nie była jej córką. Wzięła ją na wsi od prostego chłopa, któremu znów dziecko to oddano przed ośmiu laty na wychowanie. Jakiś ukryty dramat wiązał się z tą piękną dziewczyną. Do chaty jednej z okolicznych wiosek przyniesiono w nocy małą, płaczącą dziecinę i zapytano, czy właściciele chaty nie podejmą się wychowania dziecka. Chłopi podjęli się z chęcią zyskownego zarobku. Dziecko było poowijane w cieniuchną bieliznę, do której przypięto banknot stureńskowy. Bielizna przez nieuwagę była znaczona... mitrą książęcą. Kobieta, oddająca dziewczynkę, mówiła bardzo źle po polsku. Była widocznie Niemką i wyglądała na pannę służącą zamożnego domu. Prosiła, aby dziecko ochrzczono i dano jej imię Katarzyna.
Obiecała przyjście swoje w jaknajkrótszym czasie, i ucałowawszy dziecko, odeszła. Od tej chwili minęło lat pięć.
Po małą Kasiunię nikt się nie zjawił. Rosła na bożej opiece, pomiędzy chlewem i obórką, po-