Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/224

Ta strona została skorygowana.

mnsi“, a jej głowa, przystrojona w znaną mi żółtą chustkę, kręciła się jak na sprężynach. Dwóch policjantów usiłowało obezwładnić pijaną kobietę i zawlec zapewne do cyrkułu. Ona jak hjena, jak dzikie zwierzę broniła się przedstawicielom władzy. Posiniaczona, skrwawiona, z włosami w nieładzie, wyziewała z siebie tysiące przekleństw, które, ostrym głosem wyrzucane, przecinały powietrze. Widocznie po pijanemu dopuściła się kłótni z kimkolwiek z przechodzących, co jej się zresztą zdarzało dość często.
Nareszcie, po długich usiłowaniach zdołano cokolwiek uspokoić rozwściekloną kobietę, ale teraz policjanci napotkali na nową przeszkodę.
Była to Princessa, która w przystępie szalonej rozpaczy czepiała się ich rąk i ubrań, napełniając powietrze nadludzkiemi wrzaskami.
— Puście ją! — wołała, pieniąc się ze złości — puście, to moja mamusia! Nie szarpcie, bo was zabiję! Wam nie wolno!... nie wolno!...
Jeden z policjantów porwał ją za kark i, rzuciwszy na bok, uderzył lekko.
— Ah, ty łapaczu! ty hyclu! — krzyknęła Princessa, rzucając się ku niemu — ty nie bij! ty wiesz, kto ja jestem!... ty!...
Głosu jej zabrakło — porwała rękę policjanta i ugryzła go w palec, snadź dotkliwie, bo aż krzyknął z bólu.