Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/231

Ta strona została skorygowana.

— Skąd masz te pieniądze? — zapytałam tknięta przeczuciem.
Zawahała się z odpowiedzią i według zwyczaju odeszła, mrucząc:
— Tobie nic do tego.
Wieczorem wszakże dobrowolnie wyznała mi, że gulden ów pochodził od tej grubej, czerwonej, według jej słów „ceglatej“ pani, która rozmawiała z nią dość długo na ulicy.
— Za cóż dała ci pieniądze?
Wzruszyła ramionami.
— Djabeł wie, ot, za nic i powiedziała, że jakbym ją polubiła, to miałabym więcej takich pieniędzy, dużo, dużo... ot, tak, jak gwiazd na niebie.
Wyciągnęła obnażone ramię ku górze i, zakreślając półkole, wskazała mirjady gwiazd, drżących nad nami.
Siedziałyśmy obie na stogu świeżo skoszonego siana, pośród owej łąki, która się poza dworkiem rozciągała.
Był tam jednak kasztan, rosnący samotnie, wspaniały, ciemny, szumiący, — kilka jabłonek, trochę bzu, jaśminów i cały obszar ziemi, porośniętej gęstą trawą. Kasia dostała od rządcy klucz od furtki i w ten sposób całe dnie przewracała się wśród masy siana, kryjąc się nieraz w świeżych pokosach i wyskakując z nich nagle