Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

— Niech idzie w pańskie życie! w pańskie życie!...
Szmer miasta wtórował jej słowom i dziwnie harmonijny tworzył się z tych dwóch głosów akord.
Minęło kilka tygodni jasnych, letnich, pełnych promieni słońca i pyłu ulicznego.
Princessa zmieniła się dziwnie.
Stała się o wiele poważniejszą, łagodniejszą. Mówiła ciszej, nie wyrywała włosów ani sobie, ani komu innemu — pieściła stróżkę i uczyła się dość pilnie.
Zmianę tę wywołała drobna napozór okoliczność. Nadchodziło Boże Ciało.
Kasiunia miała jednę myśl, jeden cel, jednę dążność: wziąć udział w procesji ubrana w białą sukienkę, z przejrzystym welonem na twarzy, z wianuszkiem róż na rozpuszczonych włosach.
Widząc to niewinne żądanie, obiecałam sprawić jej odpowiedni strój, ale w zamian wymagałam absolutnej zmiany.
Widocznie chęć błyszczenia na procesji pokonała chwilowo jej nieugięty charakter, bo zmieniła się z małej wilczycy w pokorną owieczkę.
Bujna jej fantazja pracowała teraz bezustannie. Całe mistyczne historje snuła na temat szeregów biało ubranych dzieci. Stała się nabożną i często zastawałam ją klęczącą w kącie izdebki