pomiędzy pustemi flaszkami od wódki i piwa, w postawie pełnej pokory i bijącą się w piersi z gorliwością godną lepszej sprawy.
Z jednej ostateczności przerzucała się w drugą. Wczorajszy niemal szatan pychy i zarozumiałości stawał się pół-aniołem o łagodnych, załzawionych źrenicach, wpatrzonych w niebo, bez śladu owych niepoczciwych ogników, błąkających się w chwilach uniesień.
Mówiła często o Bogu i o Matce Boskiej, której białą chorągiew otaczać miała wraz z innemi dziewczątkami tejże dzielnicy.
— Matka Boska wygląda jak księżna na tej chorągwi — mówiła, składając ręce w ekstazie.
Pomimo wszystkiego, ideałem jej nie przestała być owa księżna.
Mamusia pijaczka dobrze ziarno zasiała.
Gdy w gwiaździstą noc znalazłyśmy się znów na łące, pośród siana, kwiatów jabłonki i woni macierzanki, Princessa uklękła przy mnie i wpatrzyła się w srebrne światełka, zawieszone nad naszemi głowami. Nagle szarpnęła mnie za rękę.
— Powiedz! tam Pan Bóg mieszka? — zapytała, wskazując ręką ku górze.
Nie chciałam utrudniać jej rozwijającego się wyobrażenia o Stwórcy zagmatwanem zdaniem, wyjętem z katechizmu, że Bóg jest wszędzie i na każdem miejscu. Odpowiedziałam jej, że Bóg prze-
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/236
Ta strona została skorygowana.