Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/238

Ta strona została skorygowana.

— Dopiero... po procesji! — dodała po chwili.
Zasnęła z tą myślą zbrodni, którą odkładała tylko chwilowo, do czasu — oznaczała termin jej wykonania „po procesji.“
Kto wie jednak, czy umiejętne prowadzenie dziecka nie mogłoby zniszczyć w jego umyśle podobnych zamiarów. A może chęć do pijaństwa, zbrodni i rozpusty miała już we krwi, jak chorobę dziedziczną, jak ten nieokiełznany temperament, który jej istotę nurtował i do szaleństwa pobudzał?
Kim był ojciec tego dziecka, zrodzonego w tajemnicy, poczętego w chwili szału i pobudzenia zmysłów?
Kto była ta matka umitrowana, owijająca swe dziecię w batysty i rzucająca je w noc ciemną na pastwę świata, bez troski o ten płód, który ukrywała starannie pozorami nieskalanej cnoty?
Princessa spała niespokojnie, przewracając się na stogu siana; łagodne księżycowe światło oblewało jej główkę. Była w tej chwili podobną do małego dziecka, uśpionego nad przepaścią. Widziałam dawno bardzo podobny obrazek na jednym ze straganów, otaczających Katedrę. Czyż nie stała ona w tej chwili nad przepaścią nędzy i bezwstydu? Rozpusta zaczerpnięta w matce, pijaństwo i podłe instynkta przelane ze krwi ojca, pochodzącego może z gminu, cała ta mieszanina najnędzniejszych pierwiastków, kiełkująca w duszy