Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/265

Ta strona została skorygowana.
⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ 
⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ 



Pprzyrzekła, że przyjdzie, — pomimo głuchego cierpienia, jakie jej to przyrzeczenie sprawiało. — Walczyła długo, tak jak zresztą walczy każda kobieta, przestająca być uczciwą.
Nic jej nie usprawiedliwiało.
Mąż jej był młodym człowiekiem, pełnym sił żywotnych i gorącego przywiązania. Spokojne do tej chwili pożycie mogło być rajem dla każdej innej kobiety, — Klarze przecież stało się torturą.
Od rana do nocy kręciła się jak pantera po ciasnem, ale miłem mieszkanku, błyskając zielonawemi oczami, w których paliły się jakieś niepoczciwe żądze. Miała nieszczęśliwy temperament ćmy, biegnącej do ognia, lubiła kradzione pieszczoty i blask fałszywych kamieni. Wychowana źle, a raczej nie wychowana wcale, nie różniła się w niczem od zwykłych żon urzędników, kobiet-pasożytów, zganiających na męża całą troskę o chleb