Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/280

Ta strona została skorygowana.

rozkoszną męczarnią, różniącą się bardzo od prozy codziennego życia.
Wysiada z dorożki i, pełna zbytecznych ostrożności, pragnie przemknąć niepostrzeżona przez bramę i wejść na schody. W zbytniej gorliwości robi jednak taki szum jedwabiami swych spódniczek, że zwraca uwagę kilku sług, rozmawiających w sieni. To nic! — nie poznały jej przecież, dla tej prostej przyczyny, że jest im zupełnie nieznaną. Ona jednak przypisuje to gęstości swego koronkowego welonu i w duszy dziękuje wydawcom moralnych i sentymentalnych powieści, które pouczają, jak można wejść niepostrzeżoną do mieszkania mężczyzny. Chwila jeszcze, a już stoi przy drzwiach, na których błyszczy mosiężna tabliczka, świecąca zdaleka imieniem i nazwiskiem jej ukochanego.
Jej ukochanego?
Chyba nigdy jeszcze nie kochała go tak jakoś mało, jak właśnie w tej chwili. Nie pragnęła ani pieszczot, ani pocałunków... Miły Boże! wszak miała tego pod dostatkiem w domu. Pragnęła czegoś nieznanego i dlatego szarpie febrycznie mosiężną gałką, złocącą się na tle ciemnego drzewa.
Drzwi się uchylają i Klara z szumem wchodzi do przedpokoju. Drzwi zamykają się dyskretnie — i Klara, chwilowo niemogąca się rozpoznać wśród