Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/284

Ta strona została skorygowana.

pojętą. Przyzwyczajona do czystych symetrji filisterskich mieszkań, zdumiała się nagle wobec tych otomanek, pokrytych skórami niedźwiedzi, tych foteli ciężkich, wysokich, o oparciach kilkułokciowych, rzeźbionych misternie, niemal koronkowo. Oczy jej błąkały się po ścianach, pokrytych całą masą makat, dywanów wschodnich, gobelinów, oprawnych w pluszowe ramy lub rozpiętych na dębowych stalugach.
Na jednej ze ścian, na tle ponsowego sukna, ujętego w bardzo szerokie dębowe ramy, widniały rogi jelenie, krzyżujące się w najrozmaitszych kształtach. Naokoło zaś porozpinana broń rozmaita: ciężkie, niezgrabne staroświeckie strzelby, lekkie teraźniejsze dubeltówki, pistolety nabijane srebrem, zgrabne rewolwery, nawet jatagany o rękojeściach z kości słoniowej, nasypywanej turkusami. Wszystko tam było przeplatane drobnemi sztylecikami w safianowych pochewkach lub myśliwskiemi nożami, błyskającymi zdala błękitnawym blaskiem stali. Kilka łbów odyńców wyszczerzało swe kły z rozmaitych kątów pokoju, a ponad etażerką w formie harfy, całej bronzami pokrytej, w zgrabnem zgięciu gotował się do skoku wielki, żółty ryś, umieszczony na kawałku gałęzi przybitej do ściany. Szklane oczy mieniły się zielonem szmaragdowem światłem jak oczy męż-