jedną po drugiej i porównywa charakter pisma. Nie to, nie to jeszcze!... Czyż Klara musiała poprzestać na słowach którejkolwiek z wygorsowanych kobiet? I dziwne robią wrażenie te posortowane tak porządnie liściki, zapisane mniej lub więcej wprawnem pismem, niektóre eleganckie, głupie płaską elegancją pięknych kobiet, zarozumiałe w swej śmiesznej czystości, woniejące heljotropem lub corylopsisem jak szablonowa elegantka.
Wszystkie te paczki mają w sobie trupi chłód skończonych i wystygłych miłostek, śmieszne już teraz zwietrzałym sentymentalizmem. Klara odrzuca je ze wstrętem i szuka, szuka ciągle. Jest przekonana, że listy smutnej kobiety powiedzą jej coś więcej, niż puste wykrzykniki lub nieortograficzne westchnienia uśmiechniętych i rozbawionych istot.
Znajduje wreszcie tyle upragnione pismo. Tak! mylić się nie może. Jest kilkanaście liścików, nakreślonych tą samą ręką, która pisała „do śmierci“. — Klara zamyka szafkę i śpiesznie kładzie kluczyk na popielniczce. Fotografję wkłada w ramki. Tak! jeżeli Adolf nadejdzie, ona te listy zręcznie ukryje, a potem weźmie z sobą. W ten sposób dowie się wiele, o! wiele więcej, niż z ust samego Adolfa lub z jego płomiennego wejrzenia.
Cała drżąca, z rozpaloną twarzą, rozrywa nitkę, wiążącą w całość kilkanaście stronic rozmai-
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/296
Ta strona została skorygowana.