Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/301

Ta strona została skorygowana.

Jakto? więc taka miłość wrasta z czasem w głąb duszy tak, że staje się koniecznym warunkiem istnienia? Więc ta kobieta już nic w życiu nie miała nad miłość dla kochanka, nad jego pocałunki, pieszczoty, nic już więcej nie wiązało jej ze światem, że mówiła o śmierci w razie nieujrzenia go więcej? Klarę przebiegł dreszcz trwogi. A gdyby ona przywiązała się tak do tego człowieka i oddała mu się na wieki duszą i ciałem? Jakież straszne byłoby wtedy jej życie! Podzielona pomiędzy kochankiem i mężem, szarpałaby się w bezustannej walce z sobą, z sercem swojem!
A gdyby Adolf opuścił ją, — czyż i ona wtedy pisałaby: „Umrę, gdy cię widzieć przestanę...“
Ani śladu szczęścia, rozkoszy, spokoju w tych kartkach, — wszystkie one smutne, bez uśmiechu, posępne jak noc grudniowa. Czyż miłość występna szczęścia nie daje? Klara zniechęcona, zgnębiona, podniosła głowę, chciała doczytać do końca leżące na jej kolanach listy. Kto wie — może dalej znajdzie jakiś promyk jaśniejszy, weselszy od innych...
„Niech się stanie według twej woli. Dla ciebie uczynię wszystko — porzucę dom, który i tak obecność moja kala i brudzi. Niech ucieknę z pod tego dachu, pod który wnoszę tylko kłamaną uczciwość i pamięć o tobie. Pójdę za tobą, gdzie mi iść każesz, — wszak jestem twoją... do śmierci“!