Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/310

Ta strona została skorygowana.

dla braku funduszów zmuszoną była przenieść się do szpitala, nie podawała wszakże adresu, ani nazwy miejscowości. Drugi zaś list był to arkusz papieru, zapisany ołówkiem, pełen urywanych zdań, niepowiązanych ze sobą, tak, jak majaczenie człowieka, bliskiego zgonu:
„Powrócę do domu! do siebie — czytała Klara, drżąc ze wzruszenia. — Tam wyzdrowieję, przebaczą mi, przytulą... odzyskam siły, spokój!...“
W rogu ćwiartki drżącą ręką nakreślono kilka razy: „do śmierci! — do śmierci“
Całą stronicę przecinało imię „Adolf“, jak rozpaczliwe wołanie przedśmiertne, ostatni jęk konającej. I pełno tam było tych słów bez związku, na pozór bez znaczenia, a tak wymownych dla Klary, tyle zawierających przestrogi! Na drugiej stronicy naczelny lekarz zawiadamiał Adolfa o zgonie pani R , zmarłej na suchoty płucne, powstałe wskutek bezmiernej anemji i poczęści zapewne dziedziczne. Adres Adolfa znaleziono w papierach nieboszczki, która nigdy nie chciała wyjawić swego prawdziwego nazwiska, a tem samem uniemożliwiła zawiadomienie kogokolwiek ze swych bliskich o grożącem niebezpieczeństwie. Dopiero po śmierci znaleziono koło zmarłej mały pugilaresik, z którym nie rozstawała się nigdy; był w nim bilet i adres Adolfa. Nie wiedząc, jakie węzły łączą go ze zmarłą, lekarz czuł się w obowiązku