Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/314

Ta strona została skorygowana.

ścią, i po chwilce milczenia zapytała przyciszonym głosem:
— To musi być strasznie... umierać w szpitalu?
Mąż uśmiechnął się pobłażliwie.
— Skądże ci przychodzą podobne pytania do główki? Naczytałaś się znów jakichś romansów nieprawdopodobnych... i teraz majaczysz.
Przeszli do jadalnego pokoju, gdzie przy świetle lampy widać było czystą, choć ubogą, zastawę do herbaty. Klara idzie za nim — i podczas gdy on zajmuje swoje zwykłe miejsce, ona nalewa herbatę, drżąc jeszcze od świeżo przebytych wrażeń.
— No, przyznaj się, ty przewrócona główko, że bohater lub bohaterka świeżo przeczytanej książki umarli w szpitalu... — rzecze mąż, dolewając śmietanki do herbaty.
Klara podniosła głowę i spojrzała na niego.
— O tak! Czytałam piękną powieść, w której kobieta przez występną miłość umarła w szpitalu w najwyższej nędzy i opuszczeniu. Piękna to powieść, a pisana z taką dziwną prawdą...
Urwała nagle, głos jej drżał, a po rzęsach spłynęły dwie łzy gorące.
— Zanadto się przejmujesz drukowanemi bajkami, moja droga — odrzekł mąż, spojrzawszy na płaczącą. — Takie rzeczy nie zdarzają się w rzeczywistości, a jeśli czasem się tak skończy, toć słu-