Albo ta grzechotka pognieciona, popsuta — grzechotka, która nieraz spadła na jego głowę, gdy Jadzia była w dobrym humorze.
A tu elementarz, sławny elementarz całusowy, obszarpany, ponury, noszący ślady czekoladowych karmelków, z pozawijanemi rogami i podartą okładką.
Staruszek uśmiechnął się mimowoli do tego wspomnienia, które książeczka ta wywołała w jego umyśle.
Zdało mu się, że to było bardzo niedawno, że lada chwila skrzypną drzwi i srebrny głosik zadzwoni:
— Tatusiu! Jadzia na elementas psysla.
Ale z tych marzeń budzi go płaczliwy głos żony:
— Boże! jak tu dziś ciemno! Kto tę lampę popsuł?...
Staruszek wzrusza ramionami.
Kobiety są dziwnie nieprzenikliwe.
Lampy nikt nie popsuł, — on wie, dlaczego tak ciemno...
Jej tu niema, słonka jej ocząt brak!
I znów sięga do szuflady.
Powoli ręka jego napotyka wiązankę podłużnych papierków.
Ach! — to recepty!
I czoło starca się zachmurza na wspomnienie tych chwil bolesnych, jakie spędził przy kolebce chorej dzieciny...
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/323
Ta strona została skorygowana.