Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/325

Ta strona została skorygowana.

dwie profitki ze srebrnych paciorków, kilka fotografji, przedstawiających Jadzię jako podrastającą panienkę, i jakiś rysunek, zrobiony jej ręką — niewprawny, śmieszny, ale w oczach rodziców uchodzący za arcydzieło.
Staruszek siedział znów nieruchomy, z ręką opartą na biurku.
Dziecko to przeszło przez jego życie jak sen pozostawiając za sobą echo srebrnego śmiechu; poszło za człowiekiem, któremu oddało serce, swoje, rzucając rodzicom na pożegnanie serdecznego całusa.
Bawiło u nich tak krótko! a tam już będzie życie całe...
A on tak nawykł do niej, do jej żarcików, do pukania jej wysokich obcasików, gdy chodziła po saloniku, — do jej głosu, gdy wieczorami czytała mu gazetę...
Co teraz będzie bez niej w tym samotnym, pustym domu!?
W dzień pójdzie, jak zwykle, do biura, — a wieczory, te wieczory zimowe, takie rozkoszne, gdy się ma tych, których się kocha, obok siebie...
A przecież nie mógł przeszkodzić, by w sercu dziewczęcia nie rozwinął się kwiat miłości. To był naturalny bieg rzeczy. Gdy dostrzegł pierwszy rumieniec, oblewający jej twarzyczkę na odgłos dzwonka, zwiastującego przybycie częstszego od