Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/326

Ta strona została skorygowana.

jakiegoś czasu gościa, trwożne przeczucie ścisnęło mu serce.
— Zabiorą ci ją, zabiorą! — szeptał mu głos tajemniczy..
I wzięli...
Wzięli jak swoją, a on błogosławić jeszcze musiał.
Co teraz będzie? co będzie?
Osiemnaście lat ta jasna główka królowała poza stołem w saloniku. Z początku włoski na główce były bardzo rzadkie — później gęste i rozrzucone, stopniowo przecież ujęte w gładsze sploty, aż wczoraj przyozdobiono je mirtowem kwieciem i dziewiczym welonem.
Staruszek machinalnie zaczął przewracać w szufladce.
Nagle zatrzymał się zdziwiony.
Pod ręką uczuł jakąś paczkę twardszą, coś jakby talja kart.
Wydobył ją i patrzył na nią długą chwilę.
Tak — rzeczywiście były to karty.
Karty zżółkłe, zniszczone długiem leżeniem, wyblakłe, z blademi grzbietami.
Staruszek patrzył na te karty i zdawał się przypominać sobie dawne dzieje.
O! tak, dawne to dzieje.
Lat temu dziewiętnaście wprowadził pod dach tego domu swoją żonę.