Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/330

Ta strona została skorygowana.

Robótka upadła na ziemię i kłębek potoczył się aż na środek saloniku.
Z kuchni dobiegał monotonny głos służącej, nucącej jakąś piosenkę.
Nagle staruszek powstał od biurka i zbliżył się do stołu. W ręku trzymał talję kart, którą położył tuż koło lampy.
— No, stara! zagrajmy w „zechcyka!“
Twarz staruszki rozjaśniła się, — drżącą, wychudłą rękę wyciągnęła ku kartom, tak, jak wyciąga się dłoń dla powitania dawno niewidzianych przyjaciół.
I ona te karty pamięta...
Za chwilę walet karowy jako atu uśmiechał się do halabardy, trzymanej w ręku, a staruszka triumfalnie wołała:
— Wychodzę z czterdziestu!


⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ 
⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄